A jeśli demokracja zwycięży? Przyjmijmy, że w 2019 r. nastąpi taka zmiana. Zwyczajnie, w wyniku wyborów. Załóżmy, że w Sejmie będzie w miarę stabilna, choć niewielka bezpieczna większość. Powiedzmy: 241 mandatów plus większość w Senacie.
Dla uproszczenia tej fantazji załóżmy, że będzie to większość skupiona wokół PO, choć ideowo i społecznie bogatsza. Przyjmijmy, że finanse publiczne i gospodarka nie będą drastycznie gorsze niż dziś. Pan Duda rok jeszcze będzie wtedy prezydentem. Jego perspektywa jednak się skurczy, rozum podpowie, by nie szaleć. Przyjmijmy więc znakomity dla Polski i Europy scenariusz. Zdecydowanie gorszy dla Rosji Putina. Scenariusz właściwie nie do wyobrażenia. Wyobraźmy sobie pierwszy rok tak dobrej zmiany.
Przed jakimi wyzwaniami staną demokraci? Co zrobią? Jaką przyjmą perspektywę? Staną najpierw przed nimi dwa zadania: odbudować instytucje demokratycznego państwa prawa i odzyskać zaufanie Europy (cokolwiek to znaczy). O drugiej kwestii kiedy indziej.
Kwestia instytucji państwa to trudne zagadnienie, ale pierwszorzędnej wagi. Jego korelatem jest wszczepienie w umysły Polaków, że polityka może kierować się przyzwoitością i że są normy prawne, których nikt bezkarnie nie może naruszyć. Idzie wszak o szacunek dla wyborców, ich woli odsunięcia PiS i koalicjantów od władzy oraz o ukaranie winnych zamachu na konstytucję, przestępstw kryminalnych i urzędniczych. W dniu ogłoszenia wyników wyborów, podczas radosnej fety, demokraci staną wobec dylematu: zachować wiarygodność i nie utracić szansy niwelowania dotychczasowych podziałów. Chyba że ktoś uznaje te podziały za wartość.
Zapomnieć, że zjawisko „pisiewicze” to nie sto, tysiąc czy nawet dziesięć tysięcy Polaków, lecz kilkadziesiąt tysięcy bezpośrednich beneficjentów tej praktyki. To krok ku kolejnej klęsce. Jest o czym rozmyślać. Jest o czym rozmawiać. Być zaskoczonym tym dylematem w dniu zwycięstwa to być nieodpowiedzialnym. Te pytania padną. Jeśli nie od dziennikarzy, to zada je ulica.
Powrót polityki do przestrzeni wyznaczonej takimi wartościami jak przyzwoitość, sens, dobro wspólne i praworządność oznacza, że w tym pięknym, lecz wciąż hipotetycznym przypadku zwycięstwa demokracji nie ma co liczyć na Trybunał Stanu. Do 276 głosów zabraknie przynajmniej 35. Potencjalni podsądni będą kpić z demokratów. Tak jak w 2015 r., kiedy premier Kopacz wdychała nadmorski jod, zamiast oddać w spowitej smogiem Warszawie swój głos za postawieniem Ziobry przed Trybunałem Stanu.
Ta pamięć się nie zatarła. Co będzie myśleć tzw. szary obywatel, niekoniecznie biegły w szczegółach, jeśli i tym razem amnezja spowije złe czyny? Może ma sens postulat, by Sejm tuż po zaprzysiężeniu posłanek i posłów pierwszego dnia przyjął specjalną uchwałę odnoszącą się do kwestii winy i kary? Może pierwszym słowem, któremu nowy Sejm powinien się szczerze pokłonić, jest „prawda”? Może należy powiedzieć: dziś nie możemy, więc tylko potępiamy, ale wrócimy do tematu, kiedy będzie właściwa większość? Dobrze wiem, co piszę. To będzie trudny sprawdzian. Karta może się odwrócić. Może przyjść prawdziwy kryzys. Dla mnie taka sytuacja jest prawdziwą weryfikacją większości. Wymięknie – znaczy chce czerpać ze wspólnego gara tak jak poprzednicy.
Przepraszam, że to piszę. Mam nie tylko lata, ale i biografię. Wiem, że system kształtuje postawy większości. Wiem, że zły system ma większy wpływ niż dobry. Wiem, że każdy satrapa albo kandydat na satrapę zapyta o kryteria dobra i zła. Wiem, że ekstremalnie trudno je określić. Ale każdy uczciwy człowiek wie, co dobre, a co złe. To jest kwestia doświadczenia. I, jak mówi ulica, tyle w tym temacie. Wiem, że dzisiejsza partyjność nie zmieni swego fatalnego oblicza, jeśli prawo państwowe nie ulegnie zmianie. Wiem, że partie zadecydują o kierunku i głębokości zmian. To wszystko wiem. Uważam za słuszne, uczciwe i na czasie powiedzieć: „sprawdzam”, ptając już teraz o te sprawy. Pytając w nieodległej w czasie kampanii samorządowej. Pytajmy więc o partie. O proponowane zmiany w prawie ich dotyczącym. O granice ich wpływu. O służbę cywilną. O spółki komunalne.
To była kwestia odniesienia się do przeszłości. Dla przyszłości.
Co z tą przyszłością? Załóżmy, że konie arabskie odzyskają wolność od ideologii i partii politycznych. A Orlen? PGNiG? Energa? KGHM? Lotos? Enea? PZU? Czy te spółki, setki ich córek, córki córek i spółki, w których te wszystkie spółki mają swoje lokaty (a więc i miejsca w radach nadzorczych), będą wianem zwycięzców? Nie słyszę liderów partii. Nie widzę zobowiązania. Sorry, Brunner, dopóki nie usłyszę zobowiązania liderów partii, powiem: Grzegorzu, Rychu, Krzychu i jak tam jeszcze na Was wołają – ja Wam nie ufam. Nie jestem wyjątkiem. Zdaje mi się, że Wy w moim kraju jesteście w mniejszości.
Kwestia winy i kary być może będzie musiała czekać. Choć nie do końca. Jest kodeks karny. Ale nie musi czekać zobowiązanie tych, którzy mówią, że są za demokracją. Już mogą to zrobić.
23 maja o godz. 20:47 13685
Nie wystarczy mieć racji, trzeba z niej zrobić popularny program, a do tego wiedza i przyzwoitość jak widać – to za mało…
Łączę wyrazy sympatii i pozdrowienia
23 maja o godz. 21:16 13686
Słaby z Pana obserwator życia społecznego i politycznego, jeśli Pan nie wie, do kogo Pan apeluje. Oszuści, złodzieje i zdrajcy z takich apeli się śmieją. Całą tę okrągłostołową mafię, włącznie z PIS-em, należy potraktować tak, jak na to zasługuje. Dopiero po wyeliminowaniu okrągłostołowego wrzodu życie społeczne i polityczne w Polsce będzie miało szansę na wydobycie się z bagna.
24 maja o godz. 12:18 13687
Nalęży zapytać prawników ,czy tylko TS będzie władany karać.?Bo jak się wydaje ,to śądy powszechne ,będą miały multum roboty.Blondynka z Ukrainy ,zachorowała na kręgosłup i nasi odwiedzali ja w Charkowie.TO byłą żenada.Bracia Węgrzy tak się nie ośmieszą.
26 maja o godz. 22:03 13690
Drogi Panie Andrzeju! Od wielu lat Pana słucham i podziwiam stanowczość i niezmienną trzezwość w ocenie sytuacji. Jest Pan chyba jedynym politykiem, z którym zgadzam się w niemal każdej sprawie. I choć widok Pana tłumaczącego od lat, jak myśleć o państwie w sposób nowoczesny, otwarty i odpowiedzialny, wywołuje u mnie entuzjazm, to już odbiór tych przemyśleń i rad przyprawia mnie – i, jak widać, Pana także – o coraz głębszy niepokój i zwątpienie.
Partie polityczne w Polsce są na tle europejskim bardzo mało liczne, a zaangażowanie społeczeństwa w debatę publiczną, powiedzmy to szczerze, mierne. Siła oddziaływania polskich partii w przestrzeni publicznej jest rażąco niespółmierna do ich liczebnego zakotwiczenia w społeczeństwie, dlatego właśnie raz po raz mamy u steru władzę tak podatną na „demoralizację”. „Demoralizację”, bo w moim przekonaniu sytuacja ta nie ma nic wspólnego z etyką, praworządnością i obyczajnością, ale jest wynikiem zimnej kalkulacji i świadomości kompletnej bezkarności. Dlaczego? Społeczeństwo jest jedynie klientem władzy, masą bezpartyjnych odbiorców politycznego produktu, serią niezaangażowanych pokoleń „whatever”, która rozrosło się do rozmiaru dziesięciomilionowego tłumu. Ja się władzy, czy szerzej, partiom, nie dziwię. Korzystają, jak mogą. Ja się dziwię społeczeństwu, które pozostaje na to głuche. Bez pełniejszego świadomego zaangażowania obywateli pozostaniemy, jak te dzieci w ciemnym lesie wśród grasujących wilków.
Dzisiaj partie polityczne nie są sexy. Ludzie rzadko czytają prasę, polityka sporu, gniewu, bogoojczyznianego kłamstwa, złodziejstwa, warcholstwa i chamstwa jest w gruncie rzeczy ciałem obcym dla wielu, którzy mogliby uczestniczyć w życiu politycznym, gdyby było ono normalne.
Dzisiaj ludzie potrzebują politycznej apki na smartfona. Czego chcą, czego oczekują, jak myślą, gdzie nas widzą za lat dziesięć, niech klikną. Może to i głupio brzmi, ale poważne tematy trzeba dzisiaj serwować tam, gdzie gały wlepione.
Panie Andrzeju, zrób Pan apkę!