Te 40 dni okupacji to postawienie w centrum zainteresowania opinii publicznej zagadnień do tej pory wypychanych poza agendę spraw do załatwienia.
Nie oszukujmy się. Nikt nie ma czystego sumienia. Ani partie polityczne, ani tzw. społeczeństwo. W polityce – może pojedynczy ludzie, raczej niewidoczni w popularnych programach albo w swoich partiach. Znam kilka takich – wyłącznie kobiet – które próbowały w różnych większościach i mniejszościach sejmowych, czasem w rządach. Nie z prawicą się identyfikowały. Prawdę mówiąc, w kwestii niepełnosprawnych, parasprawnych czy po prostu ludzi potrzebujących szczególnego zainteresowania były mało ideologiczne. Ale to, co je łączyło, to że co najwyżej mogły apelować, błagać i zawsze były petentkami. Były kochane, podziwiane za swoje „specyficzne” zainteresowania, lecz – taka jest moja pamięć – ich postulaty pozostawały na marginesie. W każdej partii.
Podobnie z opinią publiczną, społeczeństwem. Znów, bardzo proszę, bez hipokryzji.
Protestujący i ich dramat, szczególnie gdy spotkała ich fala nieczęstego dziś w politycznej Europie chamstwa wielu parlamentarzystów (Żalek, Pięta, Pawłowicz, Karczewski, no i ta, nazwiska nie pamiętam Bernadetta, sprawdzam: Krynicka), mobilizowali w dwumilionowym prawie stołecznym mieście góra pięć tysięcy ludzi. To nie jest sukces solidarności. To nie jest też sukces demokracji. Ani lewicy, bo ona jakoś specjalnie powinna być tam obecna. Bardzo mi smutno. Ja po prostu wiem, że gdyby żyli Marek Edelman, Jacek Kuroń, to oni by tam po prostu byli. A tak?
Ten protest zakończył się dokładnie tak, jak strajk stoczni w Gdańsku w maju 1988. Tam też nikt nie chciał strajkujących słuchać. Tym bardziej rozmawiać. No i oczywiście negocjować.
I wtedy strajkujący, swoją decyzją, dokładnie tak jak w Warszawie 30 lat później, po prostu otworzyli bramę i wyszli.
Tyle że wtedy obok szpaleru ZOMO był tłum milczących gdańszczan.
Okupujący półkorytarzyk Sejmu osiągnęli wielki sukces. To nie jest zaklinanie rzeczywistości słowami. Ich protest będzie jak cierń. Nikt go już bezboleśnie się nie pozbędzie.
28 maja o godz. 14:36 13692
Ludzie szlachetni mają w sobie gen naiwnośći.Otóż kto dziś pamięta i pisze o panu ,który niedawno oddał życie przeciwko zabieraniu wolności?.Będzie to samo.Sąsiada wyrzucili do domu po operacji kolana za dwa dni.Jeżeli główny ekserymendziarż ,nie opamięta się ,nic się nie zmieni na lepsze.Na gorsze tak.Bo fenomen postaw ludzi ,którzy służyli do końca ludobójcom na zachodzie i wschodzie naszych granic,trwa ,i nie ma granic.Nie każdy jest psychiatrą aby rozpoznać chorobę guru,a większość ,dla pieniędzy ,sprzeda swoją duszę.
5 czerwca o godz. 10:21 13709
Sukces, ale PiSu.