Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Emerytowany demokrata - Blog Andrzeja Celińskiego Emerytowany demokrata - Blog Andrzeja Celińskiego Emerytowany demokrata - Blog Andrzeja Celińskiego
Protest RON

1.06.2018
piątek

Kobiety zrobią prawdziwą zmianę

1 czerwca 2018, piątek,

Chyba że wcześniej ruszy się ulica, ale to musiałby być czynnik „kiełbasy”, a ściślej nagłe, drastyczne załamanie się budżetu. Prawdopodobny, ale ekstremalny scenariusz.

My, podobnie jak Włosi, jesteśmy ekspresyjni, a nawet wrzaskliwi. W naszym krzyku i ostrych ocenach wyładowuje się wielka część negatywnej energii. W końcu łatwiej się nam cofnąć, niż pójść do przodu. W gruncie rzeczy oczekujemy spokoju. Trudno się dziwić. Stabilizacja daje poczucie bezpieczeństwa. Lepiej, gorzej, ale pewniej, niż ryzykować nie wiadomo co. Lubimy też zdawać się na władzę. Nie mamy do niej zaufania, ale mamy raczej feudalną mentalność. Tak było nawet w historycznych 16 miesiącach 1980/1981 r. Jeśli chodzi o nadzieję pokładaną we władzy – przynajmniej do lata 1981.

Dokładnie pamiętam słowa i mimikę Lecha Wałęsy na wieść o premierowskiej nominacji gen. Jaruzelskiego. Autentycznie w swej polskiej duszy Wielki Lech się ucieszył. Generał! Zaprowadzi ład i porządek. Ojczyzna. Wojsko. Wszystko, co dobre. Wbił się w sam środek polskiej opinii publicznej. Nigdy, poza samą końcówką legalnej „Solidarności”, nie czułem się tak wyobcowany. Była to – rzecz jasna – chwila. Może miesiąc, może dwa. Wtedy jednak wielkiemu polskiemu sporowi towarzyszyła świadomość, po obu stronach, że wszyscy jesteśmy skrępowani Jałtą. Owszem, był konflikt pozycji i interesów, fundamentalna różnica zdań dotycząca państwa i relacji obywatele – państwo, ale była też świadomość twarda jak stal, że prawdziwa gra i skuteczne narzędzia zmiany są poza naszym zasięgiem. My co najwyżej możemy się rozpychać. Tak by nie zerwać tych trochę gumowych granic. Bo wtedy czeka nas katastrofa. A i sam spór przestanie być istotny.

Dzisiaj fundamentem sporu jest obcość. Opisywana symboliką i wyobrażeniami stron o sobie. Materialne odniesienia wielkiego dzisiejszego konfliktu społecznego są przypadkowe. Z wyjątkiem, oczywiście, nomenklaturowych posad. Tego nie lekceważę, bo upartyjnienie mamy tak gęste, że chodzi o kilkaset tysięcy ludzi, z reguły ponadprzeciętnie wykształconych i sytuowanych. Jak bardzo materia nie ma znaczenia, świadczą o tym liczne i śmieszne (choć też trochę straszne) zmiany pozycji wobec pewnych kwestii, zależne wyłącznie od tego, czy się jest w obozie władzy, czy w przeciwnym. Sejm już nie pamięta rzeczowej debaty, w której ważyły się racje i bywało, że władza ustępowała. Dzisiaj prawdziwe jest zdanie, że wystarczyłoby dwóch posłów: jeden byłby frakcją rządową, drugi opozycją. Reszta jest kompletnie niepotrzebna. Świadczy to albo o nadziei, że to czas przejściowy i nie warto robić gruntownej reformy polskiego parlamentaryzmu, albo, co bliższe polskiemu duchowi, spowodowane jest bezwładnością. Co już jest, to jest, nawet jeśli nie jest już funkcją celu, dla którego było ustanowione. A czego nie ma, to nie będzie.

Dzisiejszy spór to spór prawie bez reszty o symbole, gdzie nie ma miejsca dla materii, interesu, a nawet wielkich idei. Chodzi po prostu o nas i onych, uprawnionych i nieuprawnionych, biało-czerwonych wedle naszej decyzji albo zdrajców, a w przypływie łaski zaślepionych głupców, pożytecznych idiotów, zagubione owce kierowane przez wrogie siły.

To się akurat „politologom” udało. Doprowadzili do stanu niemal idealnego: Polska zamknięta w duopolu PiS i PO. Chwilo, trwaj. W najgorszym wypadku będziemy liderami opozycji, wystarczy cierpliwie czekać. To niewątpliwy sukces „spindoktorów”. Nie ma przypadku w tym, z jaką łatwością przekraczają zasieki dzielące dwa polskie obozy. Oni je zbudowali.

To nie będzie wiecznie trwało. Wywróci ten stan ulica albo organizacja. O ulicy pisałem: prawdopodobna. Ale po pierwsze, niekonieczna. Po drugie, nieprzewidywalna. Po trzecie, nic po nas, gdy decydować będzie ulica. Z pewnością nie narodzi się z niej żadna ulepszona forma demokracji. Demokracja wymaga czasu i doświadczenia. Piszę to z nadzieją. Sygnałem zmiany, czyli sporu politycznego odnoszącego się do interesów, był ten 40-dniowy protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie. Nie bójmy się słowa „interes”. Zawsze chodzi o ograniczony zasób środków i sprawę ich podziału. To jądro demokracji. Oczywiście, że chodzi też o wartości. O nich mówimy codziennie. Są przecież ustalane jakieś kryteria, jakimi się posługujemy, dzieląc. Spór ten – w odróżnieniu od sporu wokół katastrofy smoleńskiej, patriotyzmu, postkomuchów, solidaruchów i wielu innych zabawek pana Kaczyńskiego – rozwiązywalny.

Byłem i jestem po stronie tych ludzi, których los popchnął do tak trudnej formy protestu. Jego wagę widzę większą i odleglejszą niż jego określony precyzyjnie przedmiot. Ci ludzie poruszyli pierwszy kamień, za którym posypią się inne, które w końcu staną się lawiną. Modlę się, by powstała z tego nowa organizacja procesu politycznego. Bliższy związek sejmowej i rządowej polityki z organizacjami społecznymi reprezentującymi różne, czasem ścierające się interesy. Modlę się, by to, co dzisiaj jest atrapą demokracji, było bliżej rzeczywistości, a dalej od teatru demokracji. Cieszę się, że od jakiegoś czasu po stronie społecznych aktywności jest tak dużo kobiet. Powiedzieć nawet można, że walka o demokrację ma dzisiaj u nas twarz kobiety. Ten kraj odmienią kobiety, dziewczyny w wieku 17 lat i w wieku 88+.

One mają w sobie moc. Jak nikt inny we współczesnych polsko-polskich sporach. Mówią językiem interesu i językiem wartości. Oboma językami na raz.

Są silne, bo występują w bardzo konkretnej sprawie. Nawet jeśli jest wiele tych konkretnych spraw, to zawsze chodzi o jedno. O ich własne życie. Dlatego kobiety zrobią prawdziwą zmianę. Oby jej wynikiem były porządne struktury zwyczajnej demokracji.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 3

Dodaj komentarz »
  1. Jeżeli już to Kobieta ,jak Merkel.A gdzie Ona?A razem to potrafią rozwalić jak np Nowoczesną.A Solidarności wystarczyła też jedna Suwnicowa.Potem cicho jak i o pani Krzywonos.O 40 dniach suweren zapomni tak szybko jak o łatwopalnym ,bojowniku o wolność.Kobiety są bardziej wierzący od mężczyzn .I słuchają swoich proboszczów.Módlmy się o to, aby proboszczowie zaczęli wierzyć we Frańciszka ,nie zapominając o Bogu i JP2.Aby zrozumieli ,że krach państwa ,to i krach ich życia materialnego.Amen.

  2. Zgadzam się z Panem co do wagi protestów osób niepełnosprawnych oraz kobiet. W świecie zaślepionym przez testosteron, pozory utrwalone przewagą brutalnej siły , stają się prawdami, które jednak można łatwo obalić. Jedna z tych „prawd” wiąże się z tym, że mężczyźni są przekonani o tym, że „chronią kobiety i słabszych”. (Jako kobieta po 40-tce mam trudności z przypomnieniem sobie sytuacji, w których w mojej obronie stawali mężczyźni. Raczej byłam delikatnie i grzecznie odsuwana od decyzji, stanowisk, a znaczenie mojej pracy było umniejszanie jako „cenny dodatek” lub owszem coś ciekawego ale docenionego dopiero, gdy projekt popierał/przejmował jakiś pan 😉 ). W rzeczywistości – szczególnie w systemie demokratycznym sytuacja jest dokładnie odwrotna. To prawa kobiet i innych grup mniej wpływowych chronią prawa i zapewniają nietykalność praw grup silniejszych, czyli generalnie mężczyzn. Panowie przyzwyczajeni do swojej pozycji popadają w pychę i tracą czujność, nie zdając sobie sprawy, że choćby sprytnie akcentowane prawa rozrodcze kobiet dotykają ich w takim samym stopniu jak nas. Czy na pewno macie w sobie tyle siły aby utrzymać społeczeństwo, w którym ciężar utrzymania siebie, kobiet, starców, dzieci, inwalidów, ośrodków opieki dla umierających ciężko upośledzonych dzieci oraz puchnący od przywilejów i hodowany na bezprawiu kościoł? No właśnie – Kościół – czy tak trudno jest dostrzec istotę planu związanego z ograniczaniami praw prokreacyjnych obywateli? Kościół chętnie przejmie obowiązki „opieki” – ma w tym duże doświadczenie ale też niechlubną historię. Pytanie więc – za jaką cenę? I czy na pewno ci nasi panowie – i tak żyjący 10 lat krócej od Polek – będą w stanie na to wszystko zapracować? A gdzie energia, środki i czas na rozwój nauk, technologii i kultury? Tak, można sobie wyobrażać, że to się powiedzie i samo chciejstwo i wiara w Boga da nam wymarzoną przewagę i szacunek na świecie, ale czy takie podejście można traktować poważnie? 😉
    Dlatego pozwolę sobie zwrócić uwagę – z przymrużeniem oka – nie módlmy się o lepszą przyszłość, pracujmy na to. Nasz język pełen „Bożej woli”, „modlitw” i innych zwrotów ku opatrzności konserwuje nas w bezradności i obniża skuteczność.

  3. Taką jak Mrs Thatcher albo Mrs Clinton? To ja dziękuję…